Taniec

Już nie wrócą? Zapłacz. Oddychaj.

Exordium[1]

Nie czuję nic. Nie ma nic poza oczekiwaniem, pustką. W tej pustce jest sznur i uwiązane na nim, nagie bezwładne ciało, rzucone w kąt sceny. Z półmroku, przy akompaniamencie siedzącego na uboczu wiolonczelisty, wyłania się kobieca postać. W dłoniach trzyma ceramiczny rdzeń, na który nawinięty został drugi koniec sznura. Lina przechodzi przez wiszący wysoko blok. Kobieta śpiewa. Jej piękny głos z początku brzmi delikatnie jak Lament Dydony[2], z minuty na minutę staje się jednak coraz bardziej żarliwy. Śpiewaczka wchodzi w dialog sama ze sobą i chociaż nie rozumiem słów, widzę, że stara się przemówić również do mnie. Jej śpiew jest przepełniony bólem, smutkiem, lecz wciąż brzmi mocno, tak mocno, że kompletnie mnie pochłania i niemal w ostatniej chwili zauważam idącą ku scenie od strony widowni kolejną postać. Nie wiem, kim jest. Ukrywa twarz za czarną zasłoną. Nie widzę jej oczu. Nie wiem, czy ona widzi cokolwiek, bo zdaje się poruszać nieco po omacku, ale jednak powoli posuwa się do przodu. Czuję się rozdarta – nie wiem, na kim skupić uwagę: na postaciach na scenie czy kobiecie bez twarzy. Wiolonczelista coraz częściej odchodzi od partytury. Mój świat, świat widza, zaczyna się rozpadać, ale to dopiero początek.

 Laudatio[3]

Świat, który oglądam w spektaklu Ogrody opuściły swoje drzewa Sylwii Hanff umiera, rozpada się. Jak w wierszu Juliana Przybosia, który był inspiracją dla tytułu[4], widzę jedynie kontury i to, co znika. Wszystko jest tu splątane, pokiereszowane, udręczone – zarówno ludzie, jak i drzewa, chaotycznie majaczące na wizualizacjach wideo w głębi sceny. Ogrody opuściły swoje drzewa, a drzewa zostały, bo nie mają innego wyboru. Tkwią, kurczowo trzymając się ziemi, życia, na tyle, na ile mogą. Na tym polega ich tragedia i ich bohaterstwo. Teatr Limen Butoh do stworzenia struktury spektaklu wspaniale wykorzystuje klasyczną formę literacką – lamentu (epicedium) i muzyczną – opery. Na myśl przychodzą mi wszystkie przeczytane treny i wszystkie obejrzane opery. Wszystkie piękne lecz przepełnione żalem i tęsknotą, smutne, bez happy endu. Dlatego od samego początku nie spodziewam się szczęśliwego zakończenia. Przeczuwam, że jedna tragedia będzie pociągać za sobą następną, jeden agonalny, urywany ruch tancerza zrodzi kolejny, jeszcze bardziej spazmatyczny i pełen wewnętrznego napięcia. Każdy gest, drgnienie twarzy, spojrzenie są niezwykle intensywne. Choreografia jest emanacją wewnętrznego świata tańczących. Przeznaczeniem postaci jest jakaś wewnętrzna heroiczna walka z samym sobą, z tym czymś bliżej nieokreślonym, co nas ogranicza, tłamsi i niszczy nasz świat.

 Comploratio[5]

Umierający świat przed moimi oczami jest prawie pozbawiony barw, szary jak kobalt i tak samo nietrwały jak dwadzieścia pięć jego izotopów.[6] Przestrzeń wypełniają bezładnie porozrzucane fragmenty metalowych konstrukcji które bohaterowie próbują ułożyć w jakimś porządku – niestety bez powodzenia. Odnoszę wrażenie, że w zasadzie z każdą swoją próbą ponownie przekształcają świat. Każda transformacja wprowadza jeszcze większy chaos: piękne kwiaty zostają rozerwane na strzępy, drzewa zmieniają kolor, kostiumy niszczą się i pękają, sznur oplatający tancerza plącze się i krępuje go jeszcze bardziej. Emocje tańczących i ruchy zmieniają się: są szybsze, bardziej gwałtowne, konwulsyjne, sztuczne, jak szalony uśmiech Sylwii Hanff rozmazującej i smakującej czerwoną jak krew szminkę wokół swoich ust.

Obrazy drgają, improwizowane dźwięki wiolonczeli mieszają się z odgłosami natury, hałasem i muzyką klasyczną z offu.

 Consolatio[7]

Zmęczony agonią świat płonie. Na zgliszczach, jak w Snach Akiry Kurosawy[8], między jawą a snem balansują tylko ci, którzy przetrwali apokalipsę. Świat umarł, a z nim umarł człowiek. Na scenie, wśród kawałków tego, co zostało, leży bezwładnie mężczyzna. Za nim siedzi wyczerpana, milcząca, jakby nieobecna kobieta. Pieta – równie zaskakująca i intrygująca jak cały spektakl. Ale jeśli to pieta, to może jest jeszcze nadzieja, że świat i człowiek odrodzą się. Być może do umęczonego ciała powróci oddech, a drzewa odżyją i ogrody wrócą na swoje miejsce.

To mocny obraz, który idealnie współgra z intensywnością całego przedstawienia. Teatr Limen Butoh, czerpiąc z różnych źródeł kulturowych i łącząc wiele różnych form, tworzy harmonijny, spójny i głęboki obraz współczesnego świata. To miejsce pełne naszych lęków, napięć i niepowodzeń. Nie możemy się ich pozbyć, ale możemy je oswoić i tak jak w butoh, wziąć głęboki wdech i zanurzyć się w samym sobie; spróbować poczuć świat takim, jaki jest, nie próbując przekształcać go wbrew jego woli; stać się w pełni jego częścią. Może to uchroni nas przed poczuciem zagubienia i samotności.

Dusza obraca się w popiół.
Gdybym westchnął,
Wysypałby się ze mnie.
Oddycham.
Moja dusza nadyma się,
zamienia w popiół i opada.[9]
___________________________________________

„Ogrody opuściły swoje drzewa” Wersja kobaltowa / Teatr Limen Butoh

Reżyseria / choreografia / taniec butoh: Sylwia Hanff

Choreografia / taniec butoh: Marek Kowalski

Mezzosopran: Elwira Janasik

Wiolonczela / elektronika / wideo: Robert Jędrzejewski

Produkcja: Teatr Limen Butoh

Premiera: 3 września 2015

W spektaklu wykorzystano fragmenty Lamentu Ariadny C. Monteverdi’ego, Lamentu Dydony H. Purcell’a, Hor ch’è tempo di dormire Tarquinio Merula.
Spektakl prezentowany [data,] w ramach programu Centrum Sztuki Tańca w Warszawie 2017-2019 w Domu Kultury KADR (sala Broadway).

[1] Nazwa pierwszej części klasycznego żałobnego utworu literackiego (Epicedium) [czy na pewno epicedium wielką literą?] oznaczająca wyjawienie przyczyny bólu.

[2] Lament Dydony – aria z 3. [lub III] aktu opery Henry’ego Purcella Dydona i Eneasz (1680 r.).

[3] Część druga charakterystyczna dla budowy klasycznego żałobnego utworu literackiego (Epicedium) oznaczająca wyliczenie zasług zmarłego. [jw.]

[4] Julian Przyboś Wieczór

[5] Część trzecia charakterystyczna dla budowy klasycznego żałobnego utworu literackiego (Epicedium) oznaczająca opłakiwanie. [jw.]

[6] Kobalt (Co, łac. cobaltum) – pierwiastek chemiczny z grupy metali przejściowych układu okresowego.

Posiada 26 izotopów z przedziału mas 50-75. Trwały jest tylko izotop 59, który stanowi 100% składu izotopowego naturalnego kobaltu.

[7] Część czwarta charakterystyczna dla budowy klasycznego żałobnego utworu literackiego (Epicedium) oznaczająca pocieszenie. [jw.]

[8] Akira Kurosawa Sny (Yume), 1990.

[9] Kazuo Ohno, Yoshito Ohno, Świat butoh Kazuo Ohno, Fundacja Pompka, Warszawa 2014.

Dodaj komentarz