Jest 5 marca, dziesiąty dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Idę na koncert flamenco – dawno nie byłam i nie wiem czy chcę, cały ranek było buro i mokro, a wieczór jest deszczowy i ponury, do tego ta wojna… Jednak idę, idziemy – to pierwszy koncert flamenco, na który zabieram córkę i jestem ciekawa czy jej się spodoba.

Kiedy docieramy na miejsce w szatni brakuje wolnych wieszaków, a przed wejściem kłębi się tłum widzów z biletami. Cieszę się – po tak długim czasie lockdownów i ograniczeń spowodowanych pandemią, pomimo smutnych wiadomości zza wschodniej granicy widać, że chcemy normalnie żyć, cieszyć się muzyką i tańcem, może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Koncert otwiera kameralne Verde, Yo Te Quiero Verde. Liryczna interpretacja Mateo Gallito wpisuje się w melancholię wieczoru, a słowa Garcii Lorci wywołują tęsknotę za ciepłym letnim słońcem i żarliwym uczuciem. Rumba de Manzanita… Na chwilę muzyka milknie i w ciepłym świetle reflektorów pojawia się Dominika Kupniewska. Jej lekka i energetyczna guajira przywołuje kubańskie nuty, wachlarz wiruje, jego woal to wznosi się, to opada, przesłaniając zalotnie tancerkę; czasem oplata jej ciało, podkreślając kobiece kształty lub faluje w powietrzu jak dziwny purpurowy płomień. Liryczny początek miesza się z subtelnym, pełnym delikatnego erotyzmu tańcem. Scena tonie w ciepłym świetle i gorących rytmach – na przekór pogodzie panującej na zewnątrz.

Odnoszę wrażenie, że cały ten wieczór taki będzie – na przekór. Na przekór marcowej słocie, pochmurnemu niebu, na przekór smutnym czasom. Jak na złość będzie więc świetne instrumentalne AlegriasEntre Dos Aguas, i Gallardo. Jak na złość i na przekór wszystkiemu Jarosław Czajczyński będzie wspaniale improwizował na gitarze, Filip Swinarski ani na chwilę nie przestanie nadawać rytm na swoim cajonie, a Mateo Gallito nie załamie się głos. Słuchanie ich sprawia tyle samo przyjeności, co patrzenie jak wspaniale bawią się muzyką i jak wzajemnie si e dopełniają w każdym kolejnym utworze.

To chyba nie tylko moje wrażenie – publiczność jest w szampańskim nastroju, a ja cieszę się, widząc, że moja córka podryguje w takt muzyki. Rzeczywiście trudno się temu oprzeć. Contratiempo zadbali o dobry repertuar, w którym tradycyjne flamenco miesza się z tanecznymi i muzycznymi eksperymentami i tworzy ciekawe fuzje. Obok widowiskowego Garrotina, zatańczonego w duecie na zakończenie wieczoru oraz Alegrias Dominiki Kupniewskiej z pełnym wyrazu i energii stepem, pojawi się Martinete/Siguirias z kastanietami Karoliny Łucznik – ciężkie, pełne powagi i głębokiego zwrócenia się do wewnątrz samej siebie. Szalenie ciekawą choreografią jest również zatańczony przez nią boso Tientos, w którym klasyczne flamenco miesza się z elementami tańca nowoczesnego. Karolina Łucznik opowiada w nim własną, przepełnioną bólem i pełną napięcia historię, w której każdy gest, drobne poruszenie ramion, wyraz twarzy mają swoje ukryte znaczenie.

Wieczór dobiega końca, mimo bisów i głośnych braw. Przestało padać i chociaż nadal w powietrzu unosi się zimna marcowa wilgoć, jest we mnie popołudniowe leniwe hiszpańskie słońce – na przekór czasom.

Verde que te quiero verde
Verde viento verde ramas
El barco sobre la mar
El caballo en la montaña verde
que yo te quiero verde …

Koncert odbył się 05.03.2022 o godz. 18:00
Dom Sztuki, ul. Wolinowa 14, Warszawa
Wystąpili:
Dominika Kupniewska – taniec
Karolina Łucznik – taniec
Jarosław Czajczyński – gitara
Mateo Gallito – śpiew, piano
Filip Swinarski – gitara, instrumenty perkusyjne